niedziela, 14 lutego 2016

Gdy umierają uczucia! - opowiadanie; proza;


Gdy umierają uczucia! 


wstęp:

            Słowo ma niewielką wartość wśród ludzi, ale takim ważnym jest "proszę".
Kilka dni temu otrzymałem prośbę o napisanie pewnej historii. Zdrowie u mnie kiepskie
i nie skończyłem wielu dłuższych wielo-rozdziałowych opowiadań ... dlatego spróbuje napisać
krótkie opowiadanie. 
Będzie to, jak do tej pory, wszystko oparte o autentyczne wydarzenia ... jednak oficjalnie:
to fikcja literacka. 
Nieoficjalnie ... to wydarzenia z regionu południowo-wschodniej Polski, a bohaterami są 
ludzie gorszego sortu po zderzeniu z sutenerami-urzędnikami i innymi organizacjami 
przestępczymi. (nie wszyscy urzędnicy kooperują z sutenerami; są legendy że tylko margines ich
sprzedaje informacje  handlarzom żywym towarem i współorganizuje system handlu ludźmi).
Są to też wydarzenia gdy istniały jeszcze granice między państwami UE
i tylko handlarzom ludźmi wolno było jeździć gdzie chcą i jak chcą. 


opowiadanie: Gdy umierają uczucia!

            Nie istnieje ból fizyczny potrafiący zmierzyć się z bólem uczuciowym. Życie 
w ramach cywilizacji jednak zawsze stara się te dwa odczucia postawić naprzeciw siebie;
i pozwala jednostce przekonać się - co bardziej boli! 
Jest kategoria martwych ludzi za życia, sam do nich należę ... przestają czuć cokolwiek. 
Umierają w chwili gdy poznają cenę za znalezienie się na granicy cywilizacji, choć bardziej
poza nią ... i gdy poznają smak wyboru który ból okrutniejszy! 
           
            Spotkałem go wreszcie, normalny ... ustawiony ... wpływowy ... Darek. Jego 
wewnętrzny smutek, kontrastował z marzeniami do których się uśmiechał. Miał firmę, 
kasę, wpływy, brakło mu tylko czegoś co sprawia że codzienność jest warta 
słów: kocham, pragnę, cieszę się że jesteśmy, fajnie że jesteś!
- cześć! ... wyrwało mnie z zamyślenia słowo powitania 
- cześć! ... odpowiedziałem niezbyt radośnie 
- mam prośbę do Ciebie ... opuścił głowę, czuł się czemuś winny ... zanim Bożena 
cie poznała była moją narzeczoną. My się nadal spotykamy ... wyrzucił to z siebie, i poczuł
się lżej; już patrząc mi w oczy zaproponował ... Odejdź od niej!  pozwól nam być na stałe; 
my się nadal kochamy! ... to nie było polecenie, bardzo prosił; zaoferował jeszcze wiele
w ramach ugody; tylko by mogli być znów razem. 

Dziwne uczucie, kochasz kogoś i chcesz jego szczęścia, a poznajesz żal. Ona zawsze 
wspomina tamtego, gdy jedzie spotkać się z nim jest błysk w oku i czuć jak jej serce 
bije radośniej. Od dawna jestem dla niej obcy; zawsze szydziła ... za mało się starasz!
Zawsze wszyscy i wszystko ważniejsze; jedyną pociechą w tym wszystkim był ból fizyczny. 
Gdy tracisz świadomość i tracisz władzę nad ciałem, wszystko staje się lżejsze do 
przetrwania. 
Leżysz martwy społecznie i uczuciowo i świat już nie może cie bardziej skrzywdzić. 
Nic nie czujesz, wstajesz i próbujesz przetrwać kolejny dzień. Kolejny dzień ... bez miłości!
za to z uszkodzonymi kręgami! ... jest coś ludzkiego w byciu już im niepotrzebnym. 

Spojrzałem na rozmówcę, był człowiekiem lepszego sortu. Pewnie się też lepiej starał! 
Miał układy na wszelkich szczeblach władzy kacyków i plebanów znajomych. Mógł 
wiele; mogli wiele jego znajomi. Ja byłem wrogiem urzędników-sutenerów, nic nie mogłem.
Jednak mogłem: 
~przełknąłem gorycz, smak uczuć martwych! ... mogłem przełknąć 
~widziałem uczucia w ich oczach! ... mogłem widzieć 

~mogłem odjeść! pozwolić: być im razem; by jakieś uczucia mogły święcić triumf 
w świecie opartym o cierpienie i opartym o religijne dewiacje; o nienawiść. 
Jednak mogłem coś zrobić ... zostało to zrobić! 

-dobrze! odejdę i zgodzę się na rozwód; bądźcie szczęśliwi! ... odwróciłem się mówiąc 
ostatnie słowa i poszedłem do świata bólu fizycznego; miałem problemy z poruszaniem się 
okazuje się nie tylko po drogach życia. 

               Od wtedy nie tylko życie straciło smak, nie smakowało dosłownie nic. 
Próbowałem zapomnieć; ale alkohol nie miał smaku ... a kac po pierwszym zapiciu 
sprawił że smak jeszcze bardziej straciło życie. Praca! 
Poszedłem do pracy; pracując w systemie z pogranicza feudalizmu i niewolnictwa 
mogłem zapomnieć. Zapominałem! 
Jedyna nadzieja znaleźć swój kąt na ziemi, zarobić na coś swojego i nie mieć do czynienia
z tym światem ludzi ... tak! tym światem ludzi!
Wyrwał mnie z stanu: praca dziś; praca jutro; praca pojutrze ...  dźwięk telefonu. 
Bożena nagle chciała się spotkać na neutralnym terenie, będzie ona i jej koleżanka. 
Czuć było prowokacje; i to miejsce ... dyskoteka! 
Nigdy nie chciała ze mną tańczyć i nie zależało jej bym potrafił tańczyć ... a tu takie coś!
Przecież jej nie jestem potrzebny ... byłem jednak ... potrzebowała do rozwodu 
sporo powodów! 
Dyskoteka była dobrą okazją do poszukania powodu ... już po godzinie była gotowa.
Kiwnęła głową do przygotowanych "klientów"; jeszcze szyderczo spojrzała na mnie. 
Znałem jej intencje, czułem wszystko ... wstałem i wyszedłem z dyskoteki. 
Chcesz rozwodu ... to go masz; ale nie biorę udziału w gierkach i intrygach! 

             Nie uciekniesz od ludzi będąc w ich systemie, wychodzisz z ich świata jednymi 
drzwiami, a otwierają się drugie i nie jest to wybór twój ... bo tak chcesz. Otwierają się 
drzwi i stajesz wśród ludzi obcych ... nie! to ja obcy! o fakt: łobcy! 
To ich teren i ich świat i ich wartości. Trudno określić jaką miał wartość człowiek wleczony 
od drzwi kilka metrów przede mną. Chyba niewielką; sądząc po posturze była to może 17-sto 
może 18-sto latka, nieprzytomna, ciągnęły się za nią nogi w charakterystyczny sposób. 
Bezwartościowa! a może jednak? 
Dwóch przypakowanych "karki" trzymało ją pod ręce; choć pewnie by się nawet jeden 
nie spocił gdyby ją wziął na ręce. Obok szedł ich boss i decydował, był panem sytuacji i tego terenu. 
Jeszcze usłyszałem jak szacują jej wartość jako człowieka:
"...może coś na niej zarobimy; tylko przez granicę trzeba ją przerzucić ..." 

Tak! to był ten świat wartości .. skąd to znam! bandyci urzędnicy i cena za bycie sierotą; 
cena za bycie kaleką; ile trzeba zapłacić? by wyrwać się z ich wpływów? 
chyba śmierć dopiero uwalnia od nich! 
Moje przyglądanie zwróciło ich uwagę:
- co się gapisz! .... burknął pierwszy "kark" 
- nie interesuj się! nie warto! ... burknął drugi "kark" 
- co jej się stało? ... zainteresowałem się na przekór 
- zesłabła; biedaczka! ... ryknął śmiechem boss, jeszcze spojrzał na mnie wzrokiem 
   nie zostawiającym złudzeń; mam się odwalić 
- zasłabła? to trzeba ją na pogotowie zawieść i udzielić pomocy ... postanowiłem 
nie reagować na groźby
- tak; zawieziemy! - warknął w złości boss i dodał pod nosem ... tam gdzie my potrzebujemy! 

W tym czasie pojawiło się sporo ludzi, tłum był neutralny i gwarantował bezpieczeństwo 
choćby częściowe. Jest sporo świadków wydarzenia. 
Pojawiła się też i Bożena i jej koleżanka ... pretensje i fochy i żale ... z spokojem 
odparłem że i tak nie dam rady się bawić i to nie mój "klimat". 
Ich spojrzenia skierowały się na nieprzytomną dziewczynę pakowaną do "mercedesa klasy C"; 
Dziwnie to wyglądało. Te spojrzały na mnie.
- pomożecie mi ją zawieść do przychodni? mi to wygląda że chcą na-szprycowaną dziewczynę 
wywieść! ... spytałem 
- dobrze! ... odparły 

Nie namyślając się ruszyłem w kierunku mercedesa. Obok stała cała trójka, i debatowała.
Chcieli poczekać jak odjadę i ludzie się rozejdą i dopiero pojadą. 
Zaskoczyłem ich, nie spodziewali się tego. Sprawnie podszedłem, otwarłem drzwi i wyciągnąłem 
nieprzytomną ... wyciągając ją zakomunikowałem:
- jadę teraz odwieść te kobiety! po drodze jest przychodnia to ją tam zawiozę  byście 
kosztów nie ponieśli! ... z spokojem mówiłem

Podróż była bez znaczenia; pogotowie i pozostawienie dziewczyny było tylko częścią 
smaku goryczy jaką przełykałem co chwilę. Czy jak oprzytomnieje to się ucieszy? 
wpychałem ją w łapy konowałów! to mogło bardziej boleć jak być towarem dla handlarzy!
Jednak "tu i teraz" oceniałem jako zrobienie tego co mogłem! co dałem radę! 
Pomimo uszkodzonych kręgów; konfliktu z konowałami i sutenerami ... spróbowałem i dałem 
radę! 
Po dwóch dniach znów telefon i głos Bożeny. Nie martwiła się o nic na szczęście, tylko pytała
czy byłem u tej dziewczyny na pogotowiu? Nie czułem potrzeby tam jechać; gorycz nawet 
mi przechodziła przez gardło i się przyzwyczaiłem do jej smaku. Po co? 
Jako sierota nie rozwiązywałem swoich problemów, a co dopiero z panami tego świata. 
Pojadę? po co? 
No jedź! ... usłyszałem .... to ważne; pojedź! ... wiercenie i mamranie ... dobrze pojadę! 
Jadąc bałem się, bałem się konowałów; od konfliktu z sutenerami i po uszkodzeniu kręgów miałem 
z nimi same przykre doświadczenia. No i to byli kumple Bożeny, mogli szukać mnie zwyczajnie.
Ostatnie: konował gdy okazało się że jestem biedny tylko szyderczo warknął: zaczniemy
rozmawiać jak przyjdziesz na kolanach! i będziesz błagał by przestało boleć! 

Wcześniejsze: córka po poparzeniu wylądowała  w szpitalu, dewiantka religijna oblała ją wrzątkiem!
 nie! nawet nie potrafię tego opisać! 

Jechałem do tej przychodni i czułem paraliżujący strach; co wymyślili? i co uknuli? 
Po chwili było jasne; zatrzymałem się na parkingu koło przychodni i miarowym krokiem 
kierowałem się na oddział.
- dzień dobry! trzy dni temu przywiozłem dziewczynę nieprzytomną i chciałem się 
dowiedzieć co z nią? i czy można się z nią spotkać? ... spytałem napotkanego boga, ten 
jako wprawny *Pan życia i śmierci* spojrzał w dokumenty i orzekł z boskim akcentem: 
- tak, zgadza się jest ta osoba i zaraz ją zawołam ... z ironiczną miną dodał ... O! Pan
przyjechał by się mu dziewczę odwdzięczyło ... parsknął śmiechem zakrywając usta
- nie każdy jest lekarzem! i robi coś tylko jak się mu ktoś odwdzięczy! ... prychnąłem
siląc się na udawany uśmiech 

Stłumiony śmiech niosło po korytarzu i po salach szpitala. Trudno ustalić czy to echo?
czy ofiary lekarskiej wiedzy?
Tylko konował, zmienił wystrój zewnętrzny twarzy na: pąsowy i wściekły!
 wręcz warczał odkrzykując:
- dowiem się kto się zaśmiał! ... i kierował drugą część wypowiedzi w moją stronę: 
- Jeszcze zobaczymy!

Siedzieliśmy na krzesłach w poczekalni, rozmowa nawet kleiła się; przełamałem strach
i żartowaliśmy o wszystkim i o niczym ... a świat o nas nie zapomniał. Wściekły
konował podszedł i szyderczo zaproponował:
- może pokoik oddzielny? ... kpił ... może tam wdzięczność się okaże! ... szydził
Wprawił nas w zażenowanie! nie tylko umiera wiara w kontakcie z bogami! umierało
i człowieczeństwo.
Po chwili wylądowaliśmy pod presją konowała w pokoju sami.
- co teraz? ... spytała, patrzyła tak inaczej na mnie.  

Poczułem się martwym człowiekiem. No właśnie? co po śmierci? co teraz?
Mogłem wtedy ją uratować na "5 minut"; dobrze przeczuwałem, tu jest
coś gorszego ... konowały i ich boskość! po śmierci trafiasz do ich piekła;
co tu ma wartość? nic! jesteś przedmiotem do wyszydzenia i do zaszczucia.
Patrzyłem na nią i zastanawiałem jak się zachować ... czy popęd seksualny
to wszystko na co mnie stać? czy mam ją potraktować jak kochankę?
pozwolić być kimś więcej jak przedmiotem pożądania? czy zachować się
jak religijny zbok i zaliczyć ją po prostu? potraktować jak godny
hierarchii religijnej dewiant i zaliczyć bez przyjemności ... tylko pozbyć się
"tego co spłynie z męskości" i po religijnemu nie mieć przyjemności z "grzechu"?

Zapowiadał się gwałt na sumieniu; w biały dzień; na łożu szpitalnym; w ramach bezprawia
oprawionego w ramki czynów niegrzesznych!!!

Bolało mnie jeszcze serce: i uczuciowo, i w ramach mięśnia niesprawnego.
Patrzyłem na nią i zastanawiałem ... co to daje bogom?
Znów spytała:
- co teraz? ... patrzyła z niepokojem
- pewnie zastanowimy się nad formą odwdzięczenia się ... uśmiechnąłem się ...
moja oferta:
ratowałem cie nie po to kilka dni temu przed alfonsami byś teraz to samo robiła
pod inną presją i pod wpływem przymusu!
Odwdzięczysz mi się gdy uda ci się nie wrócić do narkotyków i do imprez.
Gdy osiągniesz coś co jest ważne dla Ciebie i co warte walki o przetrwanie
w tym świecie.
- fajne ... roześmiała się ... spróbuje!

Objąłem ją po przyjacielsku; potrzebowałem przyjaciela! Pewnie nie wiedziała
że jestem wrakiem człowieka, to była jedna z ostatnich moich chwil życia
gdy coś miało wartość.
Pożegnaliśmy się po przyjacielsku i obiecała spróbować walczyć o lepsze życie!
Tylko konował był wściekły, spodziewał się że wymusi na nas bycie takimi jak Oni!
Tym razem nie udało mu się; wyjątkiem pewnie byliśmy ... był wściekły i rozgoryczony!

Wracałem do wynajmowanego mieszkania; odszedłem od żywych bo i tak nie żyłem.
Świat żywych jednak istniał, od szpitala jechał za mną "mercedes klasy C".
Gdy zatrzymałem się pod lokalem i oni podjechali. Poczekałem na nich to byli ci
spod dyskoteki "Zepsuty"  i dwa "karki"
Presja, groźby i okazało się że to od urzędników-sutenerów ... trafię na misji religijnej
w jego łapy, odgrażał się! pokazał plamy na tylnym siedzeniu "mercedesa kl. C",
każda plama to inna panienka jaką zaliczył; odkupię od niego tego mercedesa i
urzędnicy mnie załatwią za psucie towaru. Zapłacę mu za to!
Ostro szydził!

Kilka lat później jechałem już tym "mercedesem" jako swoim, odkupionym od nich
zgodnie z presją i wytycznymi sekty. No i zgodnie z urzędniczą wersją uczciwości  i za ich
wymuszeniem.
Na misji religijnej wbrew wierze i sensowi życia trwałem. Udawałem że żyje.
Zawsze samotny i nie wart nawet złomu po alfonsach.
Spotkałem swego czasu kacyka, spojrzał zdegustowany na mnie i na samochód
i orzekł:
- nie będziesz jeździł tym mercedesem! to nie dla Ciebie marka!

Pod presją pozbyłem się go, w sumie i tak nie był mi potrzebny.
Urzędnicza wersja: Jakiś kaliczny jesteś! niczego nie potrzebujesz!
Faktycznie i samochodu nie potrzebuję.
Przełknąłem gorycz, i cenę poznałem uczuć i próby życia i zachowania się czasem.
Lubię zawsze patrzeć na zakochanych ... często w ich spojrzeniach
można dojrzeć miłość do osoby obdarowanej tym spojrzeniem i uczuciem.
Ich świat jest piękny i wart istnienia. Wyobrażam sobie że tamta
dziewczyna właśnie po latach ułożyła sobie życie i znalazła kogoś wartego uczuć.
A ja przełykam niesmak ... kilka miesięcy wcześniej rozpaczałem po odejściu.
Siedziałem w knajpie i piłem piwo ... choć mi nie smakowało, nie smakowało mi
i życie. W tłumie była i dziewczyna ... zesłabła wedle jej alfonsa!
nie pomogłem jej wtedy! zachowałem się jak wszyscy ... zobojętniały!
Tylko swój kielich goryczy piłem i wspominałem wyrok klechy i kacyków!

Może ten czyn, przy drugiej okazji przeciwstawienia się systemowi stał się tym
właściwym!? nie wiem!
Wiem że za drugim razem nie myślałem o sobie ... choć dla siebie zrobiłem coś - by kielich
goryczy upadał ze mną po cichu!





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz