sobota, 23 maja 2015

nibygwałt na sumieniu! - opowiadanie, proza

Nibygwałt na sumieniu! 

                                     











Wstęp: 

           Współczesny system nie bardzo chyba sam wie (na czele z włodarzami) przed jakimi
wyborami stawia swoich podwładnych. Oficjalnie nie istnieje żadne zło i to nie prawda 
co opowiadają i opisują tacy jak ja. Trudno - czyli kontynuuje, nieoficjalnie: te wydarzenia 
to wszystko to elementy obyczajów i tradycji sekt i hierarchii i są autentycznymi przeżyciami; oficjalnie
to para-fantazja literacka. 
Teoretycznie pozmieniam nazwy itp itd ale jak skojarzcie to z jakimś środowiskami i systemem 
to na własne potrzeby i odpowiedzialność; prawdopodobnie dobrze się domyślicie i odczytacie 
>między_wierszami< 

za słownikiem: 
eksterminacja «wyniszczenie lub masowa zagłada określonych grup ludności z powodów
 politycznych lub religijnych» 

«utrudnienie, przeszkoda stwarzane komuś rozmyślnie lub złośliwie»    


przy okazji pytanie do czytelników: 
czy wyniszczanie i celowa zagłada po jednej osobie (a nie masowo) przeciwników religijnych
 i politycznych to już nie eksterminacja? czy tylko cena za bycie w "systemie społecznym"? 
i o jednego mniej! i o jednego mniej! i o jednego mniej! 

Rozdział pierwszy: 

               Samotność dopiero doceniasz, gdy w tłumie ludzi potrafisz już tylko odczuwać 
strach przed łzami i intrygami. Świadomie zaczynasz unikać wszystkiego co rani 
i nie chcesz być jak oni i innych ranić; odsuwasz się. Coraz bardziej sam; coraz bardziej;
bardziej ... aż po obawę bycia i życia. Jedyne co cieszy to świadomość lepszego 
świata po śmierci; musi być przecież coś lepszego od tego świata ludzi. 
Boli? kogo bardziej? samotność bardziej boli system jak osobę, zwłaszcza gdy 
radzisz sobie z nią ... rozmawiasz z sobą, gotujesz, sprzątasz po sobie, dbasz na tyle
by czuć się lepiej od tłumu otaczającego. No i kochasz ciszę: warunek bezwzględny
w akceptacji samotności i walki z systemem. By zwalczać jednostki system niestety
wyspecjalizował się i stworzył sieć obyczajów i tradycji umożliwiających mu manipulowanie
przeznaczonymi do eksterminacji. Jeden z nich to próba czasu, emigracyjna zsyłka 
mająca na celu zaszczucie i wyniszczenie fizyczne i psychiczne. Musisz wytrzymać 
co najmniej trzy lata szykan i dyskryminacji i niewolnictwa ekonomicznego. Bezwzględne
posłuszeństwo wobec bossów i dewiantów religijnych nie zostawia miejsca na uczucia;
jest tylko przetrwać i dotrwać.

             Emigracja 2009 rok; próba czasu; gdzieś gdzie ludzkość nie patrzy na człowieka 
jako na istotę - a jako na rywala i konkurencje do przetrwania. Domek wydaje się przytulny
z zewnątrz, nawet gdy zerkniesz przez okno do środka wydaje się jeszcze przytulniejszy.
Niestety to tyle jego zalet, każdy dom tworzą relacje ludzi. Od wielu dni ten dom jest 
zamieszkany przez kilka osób i już jest on bardziej ludzki jak przytulny. 
Sławek znalazł swój kąt >nisze< fragment który był jego, siedział tam mając swój 
świat poezji i kresek i samotności. Inni mieszkańcy robili to co zawsze w ramach religijnych
intryg, choć mieszkali to knuli. 
Usłyszał krzątającą się po kuchni osobę, nie reagował. Ciszę co chwilę przerywał
odgłos mycia naczyń, gotowania to przestawiania naczyń, to czyjeś kroki. 
Miał swoje myśli i świat, ale bał się ... czuł jak coś wisi w powietrzu. Nagła cisza,
brak kroków i odgłosów zwiastował że ktoś coś planuje. Podniósł głowę znad
kartki papieru; nieopodal niego stała Graszkuń (kobieta - imię zmienione) choć 
stała pewnie i dziwnie się uśmiechała ... a do niego docierał jej przerażony głos 
kontrastujący z posturą i wyrazem oczu i twarzy: bardzo szyderczym 
- gwałć tylko nie morduj! ... drżącym głosem świadczącym o przerażeniu wykrzyknęła
- zostaw ją ... wyrwało się mu; myślał że ktoś tu jest jeszcze i nie zauważył go; 
  zerwał się wstając i ruszył do niej i zamarł w bezruchu; ona stała naprzeciw niego
  z nożem w ręce i znów krzyczy przerażona:
- gwałć tylko nie morduj! ... słowa jej brzmiały w pomieszczeniu 
- co się dzieje? ... mówiąc rozglądał się, docierało do niego; są jedynymi osobami w domku
   i ona do niego mówi ... ale dlaczego ja? ... zszokowany patrzył ... ja? gwałcić? mordować?
  mi nogi paraliżuje, ledwie chodzę nie mam siły kobieto? daj spokój ... powoli docierało 
  do niego; coś tu nie gra? jakiś podsłuch? szantaż potem? przecież jej zachowanie i twarz 
 to całkiem coś innego jak to co słychać; postanowił sprawdzić
- no ale ten nóż to schowaj bo sobie krzywdę zrobisz ... mówił spokojnie ... ja nie mam 
żadnej broni i nie mam zamiaru nikogo napadać ... spokojnie tłumaczył i czekał na jej 
 reakcje; ta zaczerwieniła się, głupio jej się zrobiło i nagle odwróciła na pięcie i poszła
  mówiąc przez ramię 
- spokojnie! to taki żart ... prychnęła i  znikła na schodach do jej pokoju; pewnie tam poszła.

               Długo zszokowany stał tak Sławek nie wiedząc jak to oceniać. Religijni mieli 
na punkcie gwałtu swoje zdanie, niektóre organizacje by wierni nie czerpali przyjemności
z relacji seksualnych orzekali że gwałt to nie grzech; wszystko inne to zło. 
Może ona z takich co tak lubią? zastanawiał się. Był przecież kilka razy 
świadkiem >>gwałtów rytualnych<<; wiedział jak jest i z czego czerpią religijni dewianci
przyjemność. 
Podejrzewał gorsze, tu może być podsłuch i chcą go oskarżyć i potem szantażować. 
To nie byłoby niczym nowym. Pamiętał jako nastolatek jak przesiedział z dewiantką pół nocy 
i przegadał (nawet na myśl mu nie przyszło nic z nią; niezbyt była pociągająca ...no może 
do grobu)  a ta poszła do klechy i powiedziała że ją zgwałcił. W rzeczywistości kilka dni 
wcześniej  uprawiała seks z jego znajomym z sekty, jego chciała szantażować i okpić. 
Życie! Jakiś czas później klecha stał naprzeciw niego i twierdził że ją "badał" i ona mówi
 prawdę; a on nie miał jak udowodnić że z innym to robiła. 
Wyszedł zaczerpnąć powietrze z domku; strasznie się duszno zrobiło i mroczno. 
Gdy już znalazł się na kostce okalającej budynek splunął tylko. Na szczęście paraliż nóg
i odrętwienie ciała od czasu do czasu powodowało zaniki pamięci, Można było zapomnieć.
Choć chwile. Zaczynało się od impulsu przebiegającego przez nogi. Łapał skurcz w stopie,
potem znów impuls i wędrówka dreszczy przez mięśnie. Najprzyjemniejsze było 
gdy docierało to wszystko do mózgu, wszystko przestawało nagle istnieć. Rozmazywały 
się kształty, świadomość przestawała dostarczać informacji i nagle nic ... prawdziwe nic.
Świat nie istnieje, nie ma marzeń ani wspomnień ani >tu i teraz<. Ulga;  radość. 
Uwielbiał ten stan, zwiastował on że śmierć stanie się piękną i wspaniałą chwilą; 
WOLNOŚCIĄ; wolnością od ludzi i ich systemu.  

              Nie miał zegarka i nigdy nie liczył ile trwa takie szczęście i wolność. Musiało 
wystarczyć te kilka nieokreślonych chwil i trzeba wracać do świata ludzi. Wracał 
z żalem, wspomnienia też wracały. Siadł na krześle i wpatrywał się w przepływającą wodę.
Taka chwila nieba na ziemi. Lubił siąść nad brzegiem wody i czuć wiatr i wszystko co 
otacza ten nie-ludzki świat. Co zielone to zielone, co niebieskie to niebieskie; co ciepłe
to ciepłe i tak dalej. Kochał to. Cenił. Ten domek miał tę zaletę, wychodziłeś z niego 
i była taka możliwość.Dlaczego go wynajął? i dlaczego tu trafił?. Wspomnienia, najpierw
te młodsze: rok temu w innym domku. 

              Szykowała się impreza emigracyjna; alkohol, narkotyki i wszelkie inne dobro 
świata ludzi. Oficjalnie nielegalnego; kilka razy zgłaszał nawet na policje - ale gdy 
go potraktowali jak śmiecia dał sobie spokój ... przecież oni żyli z przekręcania 
takich jak on. Może się uda kiedyś wyrwać z macek sekty i włodarzy, na razie musiał 
trwać i zmierzyć się z tym co system oferuje. Tłum kobiet i mężczyzn bawił się super. 
Śpiewy, żarty, wszystkiego do woli i ile kto chce. Na szczęście potrzebowali kogoś 
trzeźwego- kierowcy do wożenia samochodem; szybko się zgłosił; nie lubił imprez, 
ludzi i używek. Siedział z wszystkimi, ale raczej z boku. Może dzięki temu 
że on niezbyt się z nią integrował, impreza rozkręcała się. 
Rządzili jak zawsze starzy wyjadacze-dziadki; tu liczyła się fala vel hierarchia. 
Licznik zaczynał bić z chwilą przyjazdu na zsyłkę, ważny był nawet jeden dzień i już
o szczebel w hierarchii wyżej. No i podziały kto od kogo i skąd, no i czy macho czy 
feministka. Po pierwszej kolejce alkoholu i narkotyków zaczynała się też i rywalizacja
na EGO, kto kogo podpuści! kto kogo wyśmieje! kto okaże się ważniejszy-cwańszy. 
Były i śpiewy; coś pomiędzy folklor z domieszką dżes (a la jezz) choć bardziej dżess
(czytaj: drzesz). 
Trzeba przyznać że fala rządziła i potrafiła hulać. Śmiechy, konflikty, pyskówki i 
ekstra prowokacje - było gorąco. 
Jedna z wojujących zaczynała ostro szydzić i dokuczać; kilku 
macho wymieniło tylko spojrzenia i było wiadomo ... będzie podpucha i ją załatwią.
Kiwnął na mnie jeden z boss-ów 
- choć wyjdziemy na papierosa ... zaproponował
- dobra ... wstałem i mało nie parsknąłem śmiechem; jeśli to była dyskretna propozycja
   dogadania się na boku to tylko palant tego by nie pojął; opary alkoholu i narkotyków i 
używek w pomieszczeniu tworzyły od jakiegoś czasu gęstą zawiesinę; zwyczajnie 
było czym się zaciągnąć oddychając; po co wychodzić zapalić!
- nie przesadzacie? jest już za ostro moim zdaniem ... przerwałem ciszę i wolałem 
  pierwszy odezwać się z własnym zdaniem 
- jest wszystko pod kontrolą ... boss spojrzał na mnie z spokojem ... trzeba wszystkich wywieść 
   na imprezę, na dwie tury pojedziesz ... nie dawał o dziwo rozkazu, zwyczajne słowa 
- dobrze ... kiwnął głową ... ale nie ma niańczenia i fochów
- pewnie! ... jeszcze spojrzał mu w oczy mocno ... chcemy odegrać się na Joosi; przyłączasz się?  ... dorzucił zdawkowo pytanie 
- nie wiem! ... nawet nie zdziwił się ich planami, widział jak ją podpuszczają a i sama chciała
   rywalizować i z nimi "zawalczyć" ... jeszcze się zastanowię; dokuczyła mi parę razy i ostro
  wyśmiała; ale na zemstę mam czas ... spojrzałem z spokojem 
- to wracam i zabawa .. boss kiwnął ze zrozumieniem głową 

             Weszli znów do pomieszczenia; impreza trwała w najlepsze; śpiew i śmiech 
potęgowały się co chwilę. W jego umyśle znów rozpoczynał walkę system wartości.
Z jednej strony chęć zemsty i odwetu; z drugiej zachować resztki człowieczeństwa. 
Jeszcze czuł ból separacji i niedługo rozwód; rany serca i szyderstwa feministek; nawet
ta jeszcze kilka dni temu szydziła z niego i robiła aluzje, byli w miejscowości co nazwa
nasuwała sama żart: jadą do nibygwałtu a nie gwałcą. 
Bezustanna prowokacja i podpuszczanie. 
Miał i lepsze w pamięci chwile z życia, kilka pozytywnych uczuć się uzbierało. Stare ale jare.
Co jednak wybrać?
Sekty i tak mu nie darują życia, pamiętał słowa proroctwa klechy i jak wymuszają 
swoje religijne misje. Czy chcesz czy nie oni wymuszają i okradają z życia i nawet określają
kogo reprezentujesz w ramach rywalizacji. 40 lat manipulują, każde miejsce i wyjazd
obstawione sekty rezydentami i musisz wykonać ich plan. 
Bolały szyderstwa; na sercu na szczęście tworzył się pancerz, coraz grubszy. 
Patrzył z obrzydzeniem na to wszystko, czuł chwilami satysfakcje że jednej 
jeszcze dziś los stworzy wspomnienia które zabiją codzienność. 
Przypominał sobie w tym momencie wszelkie ... a wiesz co mi zrobili? jak wytrzeźwiałem
to jaki wstyd jak sobie przypomnę co robiłem gdy kazali? wiesz co mi zrobili? 
a co mi? a co mi? ... i przypominał mu się własny świat; i co kazali zrobić by poszydzić z niego.
Świat wyboru bez wyboru. 
Nie ma decyzji zgodnych i jasnych; robię to czy to bo taki mam system wartości. 
Jest tylko waga, goryczy i rozpaczy na jednej szali a na drugiej resztki człowieka.
Każde przechylenie i wybór nie dawały nic. Codzienność weryfikowała to brutalnie.
Nie ma dobrego wyboru. Zostawić to przypadkowi? nie wiedział już sam? 
Wiedział już co się stanie jak nic nie zrobi; ona za jakiś czas zrobi wszystko 
co oni chcą a po czym kac będzie najmniejszym jej problemem. Będzie wszystko 
zgodne z sekty prawem, sama chciała w tym brać udział. Widzi sam co ona robi. 
Skutki misji i rywalizacji i walki systemów wartości. 
Przypomniał sobie jeszcze szyderstwa byłej; i jakie mu świństwa robiły i postanowił
zrobić coś na przekór zemście i chęci odwetu. 
Dał znak jednej z jej koleżanek i podpowiedział by pomogły jej odlecieć bo szykują się na nią;
a ta jest tak rozochocona że nic już jej nie powstrzyma.
Tamte szybko zrobiły jej ekstra kolejki używek i nagle: cisza. 
Tak zwane: film się urwał. Koleżanki odniosły ją do pokoju i zamknęły drzwi. Tyle; 
po tańczącej i roześmianej wojującej. 
Jedynie zawiedzione miny macho świadczyły o bólu że nie będzie zabawy z głupią i naćpaną. 
- no to trudno, jedziemy i tak na imprezę ... kiwnął głową boss na Sławka ... odpalaj samochód
On też żałował kolejnego razu bycia naiwnym, znów oberwie i od feministek i od macho. 
Wcześniej czy później dowiedzą się wszyscy co się stało. 

                Godzinę później już impreza przeniosła się do lokalu na tyle daleko od ich mieszkania
że nikt nie pamiętał co się stało i co planowali. Tańce, piwo ... czas uciekał. 
Ale rzeczywistość w swej brutalności lubi i chce osiągać swoje; stał przy nim
jeden z boss-ów; musi jechać do mieszkania po dokumenty i papiery dla znajomego. Oferta
wiadoma, on ma jechać z nim. 
Jakieś wyzwanie od losu? jakieś kolejne dno? jakieś decyzje wymuszone i wbrew woli? 
Pewnie tak. Czas pokaże. 


rozdział drugi:

                  Misja religijna to taki umysłowy i duchowy wyczyn ... jak znalezienie się na dnie systemu, 
wyczucie beznadziejnego grząskiego faktu lub realnego uczucia beznadziei, a potem tylko odbijanie się
ku marzeniom ... ku fantazjom dobrym ... ku pozytywnym uczuciom. Tyle, halo tu ziemia. 
Może i jest się na misji i masz nawracać na to w co nie wierzysz i na to czym się brzydzisz; ale musisz
bo hierarchia i system tego potrzebuje. Potrzebują i dziadki z fali na zsyłkach. Chcą, to jedzie z nimi
Sławek i słucha:
- muszę wziąć dokumenty! to poczekasz w samochodzie i nigdzie nie chodź ... patrzył na drogę i mówił
  do niego boss ... może chwilę to potrwać to nie przejmuj się tylko czekaj ... z dziwnym przekąsem 
 mówił ... 
- mówisz-masz! ... spokojna odpowiedź wyszła z jego ust; choć w umyśle raczej podejrzenia kierowały 
  się ku innemu scenariuszowi wypadków 
- po co tu przyjechałeś? ... rzucił pytaniem 
- szukam swojego miejsca; tu jest większy liberalizm i ludzki system i eutanazja legalna ... spokojnie 
  odpowiadał; nie mówił o religijnej misji, a o prywatnym marzeniu ... marzy mi się swój dom i możliwość
  odejścia z tego świata w sposób sensowny; mam uszkodzone kręgi i nie chcę być dla nikogo
 ciężarem
- dziwak jesteś! baw się, używaj życia, wszystko jest warte życia i imprezowania ... roześmiał się 
- nie potrafię jak wy; nigdy nie lubiłem takiego świata i nie brałem w nim udziału; ale akceptuje że tak  potrzebujecie ... odpowiedział 
- spodoba ci się! wyluzuj ...  porozumiewawczy spojrzał i uśmiechnął się 

                   Dojeżdżali do mieszkania; boss coraz mocniej podniecał się swoim planem. Niby nic nie
powiedział co chce zrobić; ale to było widać. Znów dylemat; co zrobić? tracił siły; lata samotności 
i separacji! wojna z feministkami i dewiantkami religijnymi! coraz trudniej było podejmować decyzje 
w ramach systemu wartości. Leżał on już od lat upaprany w dnie systemu i nie było widoku na poprawę.
Szyderstwa i ciągłe szykany. Bolało! czyj ból ważniejszy? czyje krzywdy i marzenia są warte tej ceny -
moralnego kaca gdy po jakimś czasie zaczynasz inaczej oceniać to co robisz. 
Tu i teraz stawiało jednak na refleks; masz się zdecydować i to już. To co zrobisz będzie i tak złem. 
Przypominał sobie zamknięte spotkania sekty i słowa dewiantki:
- nie ma dobra! nie ma Boga! wybiera się mniejsze zło! 

On jednak musiał jakoś się zachować; coś wybrać! nienawidził sekty i ich systemu wartości, czyli trzeba
zrobić im na złość i może się uda że to nie będzie mniejsze zło. Postanowił coś zrobić. 
Wysiadł z samochodu i skierował się do mieszkania. Cisza; półmrok; nadawało dodatkowego smaczku 
chwili. W jednym z pomieszczeń leży nieprzytomna kobieta, a gdzieś czai się i tamten. Nie czaił wcale;
stał przed drzwiami jej pokoju i szykował się do wyważenia drzwi. Nagle ich wzrok spotkał się;
wściekłość w nich się malowała:
- miałeś czekać w samochodzie! ... wręcz warknął, po czym zmienił ton ... jesteś? to może się 
  przyłączysz? one po to tu przyjeżdżają ... już intrygująco mówił ... sam wiesz i rozumiesz; wspomożenie
   seksualne ... bagatelizował to co można robić z nimi. 
- nie przesadzaj! co ty? nekrofil? ... postanowił okpić go ... przecież ona padła i film się jej urwał; zwłoki 
   a nie kobieta! ... parsknął śmiechem i dodał ... nekrofil? czy co? daj spokój, jutro ona wytrzeźwieje
  to ją podpuścicie i się zabawicie do woli ... starał się go uspokoić i dać alternatywny plan by zapomniał
o tej chwili 
- no co ty! ... obruszył się ... jaki nekrofil! ... oburzał się  
- dawaj te dokumenty i do samochodu! jutro z nią zabawa ... sprzedał mu uśmiech fabryczny 
- moment, może jednak? ... jeszcze próbował; ale zeszło z niego podniecenie i nawet choć dziadek z fali
pozwolił na przyjacielskie położenie ręki na ramieniu i skierowanie do drzwi. 
- jutro dasz jej rady; zobaczysz ... pchnął go i już stali na polu i wsiadali do samochodu 

              Nie dało się jednak dojechać; im bliżej tamtej imprezy coraz większy żal ogarniał boss-a.
Nie wytrzymał; krzyk: stój! zatrzymaj się! i wysiadł; jeszcze zawołał że musi się przejść.
Znów każda chwila to ocena scenariuszy wydarzeń. Po co? i dlaczego? konsekwencje?
Gdy wszedł na salę, podeszła do niego najważniejsza z fali od wojujących. Patrzyła wrogo na niego. 
- a gdzie Santokanik? po co pojechaliście i gdzie? ... z goryczą w głosie pytała
- byliśmy na mieszkaniu; po dokumenty; a ten wysiadł i stwierdził że idzie na nogach ... odpowiedział 
- martwię się o Joosi ... patrzyła z wyrzutem na niego; jakby jej wzrok pytał; nie pozwoliłeś jej ruszyć?
- obawiam się że może chcieć właśnie wrócić do niej ... spojrzał na nią z goryczą, w sumie to zasługiwały
 na to co im robią; jedynie resztkami uczuć i by na złość zrobić sekcie psuł to wszystko
- nie wiem! ... spojrzała z wyrzutem na niego ... to może mnie po cichu zawieź tam, to ją przypilnuje 
- dobra! to dawaj do samochodu i jedziemy ... starał się unikać jej wzroku 

Droga mijała na burkliwej wymianie zdań. To była ONA-Renatkuń, ważna z fali dziadów;
 a on świeży, to i dystans między nimi był godny religijnej hierarchii. 
Olewał to, przypominała mu eks i dewiantki co potrafiły 
tylko mścić się na ludziach z niższej hierarchii. One obrywały od dziadków z fali, nawet przy tej samej 
randze były gorsze - to i mściły się zdrowo. Prawie całą drogę narzekała na czasy. 
Od kilku lat otwarto w Europie granice i przestały mieć sens ich zsyłki i misje. Można przyjechać legalnie
i być tu i pracować; a przecież oni zarabiali na handlu ludźmi i haraczach i na strukturach fali. 
Tak się dowiedział; na tym mieszkaniu co są (za zimnej wojny i zamkniętych granic) mieszkało nawet 
do 30 osób nielegalnie i było dobrze. Każdy wiedział gdzie jego miejsce. Budowali system opłat 
i struktur i było dziadkom dobrze ... a teraz co? mieszkania kilku osobowe; nikt nie szanuje dziadów. 
To niesprawiedliwe. Narzekała. Ciągle narzekała na te nowe podłe czasy; wszystko legalne. 
Przyjeżdżają tacy nowi i nie muszą przechodzić tego co oni; a ona tam jeździła od 20 lat.  
Nie było sensu polemizować; jedynie widział twarze tych co przekręcili ... łzy, rozpacz i wyrzut:
ja tak nie chce; ja tak nie mogę itp itd a ona wielka stara wyjadaczka rozpacza bo coraz trudniej 
im dziadkom z fali.   
Na szczęście dojechali do mieszkania, jeszcze wszedł z nią do środka. Poczekać mu kazała,
weszła do pokoju i sprawdziła Joosi; spojrzała tylko z miną skrzywioną religijnym dogmatem 
na niego i wycedziła: nie ruszana. 
- to dobra! to ja jadę do tamtych; trzymaj się ... obrócił się na pięcie i wyszedł. Gdy wsiadał 
do samochodu spojrzał za cieniem jaki przemknął nagle przy ścianie ich domku i znikł w zakamarkach
ulic i domków. Miał wrażenie że to cień postury Santokanika; ale był mrok, mógł się mylić. 
Że mylił postępując dopiero mu czas i system udowodnił później.
Wtedy ocenił to jako; chyba w ostatniej chwili przyjechali.   


Rozdział trzeci:  


                 Nie było nic do uratowania jeśli chodzi o sumienie i system wartości gdy liczyła się hierarchia.
Doskonały twór opresji i represji; niewolnictwo ekonomiczne i psychiczne pod egidą prawa włodarzy do
władania i rządzenia ciałem i duszą podwładnych. To nie było nawet tragiczne i smutne gdy okazywało się
że dziadki z fali pierwsi w ramach sprawiedliwego podziału społecznych dóbr osiągali potrzebne dobra. 
Potem były ich dzieci i następne pokolenia i następne. Jedynie dla tych pomniejszych nie było czasu 
by mogli coś osiągnąć i odbić się z dna hierarchii. To byłoby z resztą niesprawiedliwe i niezgodne z prawem.
I tak jak była noc i w ramach ciemności mogłeś zachować się (może i nawet wbrew hierarchii) to i nastawał 
dzień. 
W nocy może przyjechali w ostatniej chwili by uratować resztki własnego sumienia i kobietę.
Dzień to weryfikował;
dziadki z fali byli wściekli; zarówno kobiety jak i mężczyźni mieli to samo zdanie: coś knuł i chce pewnie
pieniędzy albo nie wiadomo czego. Kim on jest naprawdę? i dlaczego tu przyjechał? patrzyli podejrzliwie. 
To był na nim wyrok śmierci społecznej i w ramach fali. 
Sandokanik okpił to stwierdzając że się odegrał na nim bo chciał być pierwszy przed dziadkiem z fali; a ona
 się jemu pierwsza należała. 
Nawet wojujące dziadkowi przyznały racje; Joosi po wytrzeźwieniu też się tak zachowała że sam
nie wiedział co o tym sądzić. Niby przestała szydzić z niego i okazywać swoją wyższość w ramach fali;
ale czuł dziwny niepokój przy niej. Wszystkim nie pasowało i to;
 niby w cztery oczy rozmawiali ale ściany miały uszy i wszyscy wiedzieli o czym rozmawiali 
- czego oczekujesz? ... patrzyła dziwnie na niego
- niczego? zwyczajnie: jakoś musiałem się zachować i tak wyszło w ramach wyboru chwili ... starał się
okazać że nie był to żaden wyczyn tylko zwykła reakcja 
- chcesz wdzięczności? pieniędzy? .... patrzyła z rozdrażnieniem na niego
- nie! co ty? daj spokój; świat jest mały, może i ty kiedyś zachowasz się po ludzku wobec mnie;
  naprawdę wystarczy dziękuje ... z żalem mówił, czuł jak wypełnia go smutek
- dobrze! zobaczymy ... dziwnie się uśmiechnęła i pocałowała go w policzek ... dziękuję!

                      Brzmiało to tylko trochę szczerze, obawiał się jej i świata ludzi. Dopiero gdy wyszła, 
zaczął sobie przypominać najgorsze chwile z życie i za co się mściły na nim i wojujące i dewiantki religijne. 
To było coś więcej jak przerażenie i strach, wspomnienia docierały do mózgu a dreszcze przechodziły
ciało. Potęgował to dziwny impuls zaczynający się w kręgosłupie, potem kierował się do stóp. 
Powoli opanowywał ciało, impulsy, dreszcze, skurcze. Ciężko unieść nogi i ciało robiło się dziwne; obce.
Powoli osunął się na podłogę, podsunął krzesło, ułożył nogi na krześle tak by plecy, uda, podudzie, były
do siebie skierowane pod kątami prostymi. Na tyle wysokie krzesło pozwalało że biodra lekko uniesione
nad podłogą przynosiły ulgę kręgom. Przypomniał sobie nagle rok 1988; morze Bałtyckie; plaża pełna
 ludzi (90 procent z nich bardzo religijni) i stoi na przeciw niego kobieta z łzami w oczach, obok niej 
 kilkuletnia dziewczynka.
Oczy jej dopiero co zapłakane zamieniały się w radość i szczęście, przytulała się do matki. Matka
znów patrzyła na niego i pytała:
- jak podziękować? jak się odwdzięczyć? uratował Pan nasze dziecko ... mówiła z rozrzewnieniem
- nie trzeba nic ... speszony opuścił wzrok ... to moje grupa którą się tu opiekuje tak wspaniale się 
zachowała ... starał się zasługę podzielić na wszystkich co brali udział w poszukiwaniu zaginionego dziecka
 ... jak dla mnie wystarczy - dziękuję! a resztę proszę z nimi uzgodnić ... uśmiechnął się .. najważniejsze 
że dziecko zdrowe i wszystko dobrze się skończyło 

                     Kobieta spytała się i ich! i coś postanowiła zorganizować w ramach podziękowania. 
Potem już tylko istniały straszne wspomnienia; nienawistne opinie i komentarze i wściekli opiekunowie.
Co ty? kasę się żąda; wściekłe zaczęły go strofować i szykanować. Od tej chwili poznał smak
szyderstwa i kpin; jeszcze gorszych od tych jakie znał z dzieciństwa. 
Każde wspomnienie tego co mu robiły i jak wyszydzały przyprawiał ciało o dreszcze.
Zarówno opiekunowie i wychowankowie już mieli dla niego tylko szyderstwo i prowokacje i wymuszenie.
Zaczynał rozumieć dlaczego bał się tego: dziękuję! 
Teraz będą się mścić na nim, będzie tylko szydzenie i prześladowanie. Urzędnicy-bandyci, religijni dewianci,
wszyscy się dowiedzą i będzie jatka psychiczna. 
Bał się ludzi, wiedział dlaczego. Każdy dzień życia miał już okupiony rozpaczą i samotnością; choć 
w tłumie to coraz bardziej samotny. 
Joosi sobie poradziła, o dziwo przestało wojować i nie dała już okazji dziadkom do odwetu i próby
podpuszczenia i zbiorowego przekrętu. O dziwo, przestała i nabijać się z niego jako samotnego 
mężczyzny. Dla takich jak one i jej środowisko był celem łatwym i przyjemnym do wyśmiewania 
zwłaszcza seksualnego. To i taka zmiana; i traktowanie jak zwykłego człowieka; sprawiało że inaczej 
ją i on oceniał. Takie zawieszenie broni na linii wojny płci. Jeszcze wracając do kraju pożegnała się
z nim po przyjacielsku, bez podtekstów, co chyba było jedynym dla niego miłym akcentem zsyłki. 
Reszta i tak mu nie darowała tego co zrobił. Po staremu: był przecież w sekty mackach i realizował
ich plan. Ich zemsta nabierała dodatkowej motywacji i wyzwania; musieli to powetować sobie
i wyszydzić go. 

                  Na mieszkaniu pozostał wraz z dziadkami z fali i wezwali na pomoc starą kadrę. 
Pod domek podjechał samochód. Z głośników dobiegała muzyka i śpiew ... żono moja, ja 
 cię kocham uuuuwuuuu  Żono moja, serce moje, 
Nie ma takich jak my dwoje
Bo ja kocham oczy Twoje 
Do szaleństwa, do wieczora  ... jejejejeje 




                   Trzask drzwi w samochodzie i po chwili witali się; on-Robert, wysoki, postawny
pełen charyzmy dziadka i żona-Benek o głowę od niego niższy, ale zawsze przy boku i na potrzeby
swego boss-a. Gotował, prał i pilnował by dziadka słuchano. Na zsyłkach i na misjach było w dobrym
tonie by boss miał swoją żonę i by było zgodnie z hierarchią i tradycją i obyczajami. To i ci byli modni
i dystyngowani. 
Witali się wylewnie z wszystkimi wspominając stare dobre czasy, ile tu ludzi było i co się tu nie działo. 
Ich wzrok nagle spotkał się z jego i padło sakramentalne:
- Ooo świeży! dobrze że pamiętają o nas i przysyłają następnych ... spojrzał ironicznie na Sławka,
   wyciągnął rękę ... Cześć! 
- cześć! ... i on wyciągnął rękę witając się; i przypomniały się mu słowa z sekty z 1993 roku; 
   nasi ludzie są tam od lat i wszystkiego dopilnują! 


             Rozdział czwarty: 


                     Zmierzenie się z dziadkami z fali było formą: czysty kabaret. Codzienność 
to konfrontacja z trzema podstawowymi przekrętami: "numer na Edka" "numer na agenta"
"numer na boss-a". Mieszkanie wśród nich to jak w totalizatorze kumulacja ... tylko zamiast 
miliona do wygrania ... wygrywają dziadki kolejnych z miliona. 
Jeśli są problemy to wzywają posiłki. I wtedy zaczyna się prawdziwe i totalne 
robienie w balona. 
Robert i Żona byli tylko częścią fali ... takich par było więcej.  Od ich przyjazdu 
zaczęła się pielgrzymka wszelkiej maści związków partnerskich i licytacja ile tu są.
Tak poznał Sławek tych co nieoficjalnie rezydowali od 20 nawet po 30 lat na tym terenie.
Legalnie byli dopiero od 3 lat. To ich denerwowało, legalność. Ich rozmowy to praktycznie
jedna rozpacz i szloch za starymi czasami. Granice? jakie granice, wszystko opłacone 
od policji po celników i było można pilnować porządku i hierarchii. 
Osłuchał się; rozumiał i że szykują zemstę za Joosi; obronił przed dziadkiem towar.
To niewybaczalne, no i to ... on przyjechał swoim samochodem i jest teoretycznie legalnie.
A praktycznie wszystkie oczy wściekle wbijały w niego szpilę i czuł słowa:
- nam nie wolno było! musieliśmy o wszystko prosić ... sączyły jadem słowa 
Jedynie ważna z fali Jolkuń odważyła się otwarcie go o to zaatakować; ale ona wśród
dziadków była jedna z starszych no i była już na kontrakcie. Patrzyła na niego szyderczo
i syczała:
- nic nie mogliśmy mieć! musieliśmy o wszystko prosić! nie pozwolę na to byś mógł nie 
  przejść tego co my! ... ostro warczała ... trzy lata to trzy lata.
Przypomniał sobie młodość i szkolenia sekty i jeden z wyroków ... trzy lata za siebie
i pół roku za Tate masz odsłużyć sekcie ... potem trzy lata stadu mend ... niestety
tu zaczynał rozumieć że te trzy lata będą się powtarzać bo zawsze jakiś hierarcha 
albo z stada mend uzna że trzeba jeszcze za tych lub tamtych.
Czyli jedyna nadzieja w eutanazji i trafieniu na jakąś cywilizacje! Jeśli nie; to będzie
ciągłe trzy i jeszcze trzy i poświęcanie Bogu cierpienia i nawracanie niewiernych.
Tu się mu przypomniał z fali jak szedł z dziadkiem ... ten się naćpał i nagle
zaczął kopać stojące przy drodze rowery.
- co ty robisz? .... spytał Sławek zszokowany ... przecież im tak nakopiesz 
 że im powietrze z dętek poschodzi? 
- oni grzeszą ... warknął dziadek ... oni do świątyni nie chodzą! ... i zaczął wykrzykiwać:
  co morzu zabrane do morza wróci! 

Masakra była z nimi; po każdym spotkaniu i imprezie doceniał samotność. Wracały 
jednak i wspomnienia. Poprzedni pobyt na zsyłce, był 2,5 miesiąca i kilka razy 
na kilka dni. Podstawiali go i szykowali do przekrętu. Pamiętał jak 
ten pobyt dwu miesięczny dzielił z ich hierarchą i jak oprowadzał go po miejscach 
pohańbionych dla nich. To świątynie przerabiają na sklepy, to znów grzeszą tak czy 
siak. Rozumiał dlaczego odkąd poznał drugie oblicze religijności nielubi i boi się ich.
Ale jak ma wbrew woli wypełnić misje religijną i nawrócić tych ludzi ... tego nie rozumiał.
Wszystkie religie robią to samo, krzyczą głośno że niosą miłość pokój itp itd 
a i tak głównie zajmują się handlem ludźmi, używkami i zbieraniem haraczu. 
Każdy grzesznik i tak był mordowany po oszczerstwie i jakimś fałszywym oskarżeniu. 
Z reguły i tak grzechy były popełniane przeciw hierarchom. Wszędzie było to samo. 
W każdej religii:
Impreza ... psychotropy ... odlot ... amok ... robienie co każą i szydzenie z delikwenta potem. 
To temu każą pobiegać nago, to się każą jakimś biedakom masturbować; to 
zrobią jakiś zbiorowy seks; albo jedynie pośmieją że zrobili coś głupiego
albo każą coś powiedzieć za co będą wyśmiewać. 

              To był prawdziwy dylemat z czego nawracać i na co?!
Jeszcze pamiętał klechę i jego szantaż ... jak nam spieprzysz intrygę to nigdy 
nie zobaczysz dzieci swoich! No i dziadki z fali; trzy lata i potem kolejne trzy ...
i dealera słowa: nigdy nie dopuścimy byś miał dom, miłość, pieniądze ...
czyli i tak bez szans. 
Walka o bycie jakimś człowiekiem stawała się parodią życia. Czasem tylko
los dawał ulgę, paraliż i utrata świadomości. I ta nadzieja: gdzieś jest cywilizacja
i że układy i łapówki nie są w stanie wszystkiego załatwić ... trafi na ludzi i będzie mógł
choć szczęśliwie umrzeć. 
Niestety ... łapówki są i prawda sekt ... cierpienie poświęca się Bogu. 
Musisz odsłużyć im swoje zanim uciekniesz wolno i umrzesz. 

              Nie miał przyjaciół, jedna znajoma jeszcze go motywowała do dania sekcie
satysfakcji i wytrwania jak najdłużej ... pokaż że jesteś >ponad< to wszystko. 
Tak starał się być >ponad< i trwać. Poznawał wszelkie przekręty i rezydentów.
Maniek; szef od przekrętu >na boss-a< ... Whesly >na agenta< ... >na Edka< trafiali 
ci co chcieli pracować czyli on Sławek. To było prawie jak szczyt bezczelności,
pracujesz jako Edek, kupujesz jedzenie i płacisz za mieszkanie a dziadki i towarzystwo
podbierało ci jedzenie i mieszkało za darmo ... bo już zapłaciłeś; bunt? niemożliwy! 
dawali nadzieję; już za tydzień dostaniesz lepszą i pracę i mieszkanie. Wahasz się:
czekać czy odejść? Musi być na misji i tak; czy chce czy nie chce. 
Na razie chciał przyjrzeć się ich fali no i nie rozumiał kobiet co
dawały się robić w balona "na agenta" i "na boss-a". Świerze przysłane na misje 
szukały awansu społecznego w ramach fali; mogły czekać cierpliwie na kolejną 
falę albo awansować jako towar przy boku boss-a; od razu na szczyt.
            Tak Boss stawał się szefem mafii przy sekcie i organizował adrenalinę jako 
walczący z złymi policjantami  i władcami tego świata; potrzebował przy boku >perełki<. 
Zawsze były chętne.
Whesly organizował adrenalinę jako agent rozpracowujący mafię; potrzebował
przy boku kobietę potrafiącą się poświęcić >Ewkę<. 
Zawsze były chętne. 
Wszyscy tylko obstawiali ile która wytrzyma? czysty hazard? najdłużej
podobno wytrzymywały do roku ... a tak to nawet po 3 miesiącach uciekały wykończone;
impreza dzień w dzień, adrenalina, alkohol, narkotyki, seks. Nie było czasu na nic
a już na pewno na sumienie i refleksje. Wszyscy rechotali, on tego nie rozumiał. 
Raz spróbował podszepnąć ...ale zaraz oberwał wiązankę znanych inwektyw i było 
po rozmowie. 
A gdy na imprezie obecna >perełka< opowiadała jak się nudziła w małżeństwie i jak 
dobrze zrobiła że się rozwiodła ... przy boss-ie w ciągu 3 miesięcy miała tyle adrenaliny
co tam przez 30 lat w ramach podsumowania.  
Te wypieki na twarzy jak opowiadała jak komandosi wpadli na ich dziuplę i ich wszystkich
aresztowali; ile walki, przeżyć; uniesień ... patrzyła na swojego boss-a z zachwytem. 
Nie było sensu nic mówić. Lepiej zająć się swoimi sprawami. 
Jedynie żal mu było tamtych, mieli pecha. Zmieniali normalnie towar co kilka miesięcy 
a trafiło im się coś >na stałe<. Zong. Zjeżdżał trzy lata później z misji i podobno nadal były
przy nich - Ta dam. 

        Jednak najpierw musieli się na nim odegrać, te lata trzeba wypełnić. Szedł do urzędu:
musiał z dziadkami bo inaczej nie wolno. Obowiązkowe dmuchanie w twarz narkotykiem
i wypełnianie poleceń; trudno. Pisał i mówił i robił często to co kazali; przeciwstawiał 
się im dopiero gdy opadał poziom narkotyku i gdy świadomość wracała. 
Jedynie pamięć tego co kazali czasem sprawia że: WSTYD! 
Choć nie pokonali w wymuszeniach tych z sekty z Kllosna; za uratowanie tamtej
dziewczynki ...zemścili się gorszymi wymuszeniami, tamto dopiero było: WSTYD.
Było to nadzieją że będzie łatwiej przetrwać tu jak tamto.
 Nikt nic nie protestował; nikt nic nie zauważał. Niezadowolonych i chcących 
powrotu nie-legalu ... czyli legalnych 3 lat nielegalnego pobytu pod batem sekty było 
sporo. Wszyscy patrzyli na niego z obrzydzeniem; podsuwali tylko to co sekcie było 
potrzebne i jazda. Sławek nie miał powrotu; czekało na niego cierpienie i rozpacz; tu miał
nadzieję; czyli trzeba walczyć? poczucie humoru i hardość. Bał się sekty hierarchów, 
ciało miał zaprawione od dziecka i nie byli go w stanie niczym złamać. Jednak dusza
 i sumienie były cenniejsze i to chcieli zniszczyć włodarze i hierarchowie - o to się bał. 
Tu przypomniała się mu młodość i kpiny jakie robili z życia i wyborów wraz innymi
pół-sierotami. 
Sutener-urzędnik obwożąc go po imprezach i >uzdrowiskach<, przez przypadek 
zaznajomił z środowiskiem innych półsierot ... tak czasem się spotykali i żartowali;
on wybrał prace fizyczną oni usługi;
wraca jeden z usługi dla hierarchy religijnego a wszyscy w śmiech:
- "piekło"! 
-"piekło"! ... rozlegał się śmiech i okrzyk
ten w śmiech i odpalił:
- dobre i "piekło" byleby nie hahaha swędziało hahaha 
- a pasztet urzędniczy to niby frykasy? hahaha ... ci co śmietanę zlizują ... hahaha
 ... dorzucał śmiejąc się 

Tu na misji pewnie nie będą mieć takiej fantazji i systemu represji i wymuszeń. 
Pewnie da się wyrwać i znaleźć w jakiejś cywilizacji. 

                   Jest sporo żartów i hec jakie tworzy życie w ramach walki o byt w stadzie.
Uciec się nie da. Walczysz i próbujesz się śmiać przez łzy i tuszujesz przy okazji 
własną rozterkę sumienia i wyborów. Pracujesz? nie! to nie praca; to rywalizacja.
Sławek wybrał pracę, z tego bolały tylko na początku plecy i dłonie. Potem 
już tylko przyjemność; sekta tak organizowała pracę by rywalizował ... szybciej 
i ciężej i coraz ciężej. Mijał czas, on miał się wykończyć i paść, a on wstawał co rano
i zaciskał usta i pracował coraz ciężej. Pas ortopedyczny dużo ratował i ćwiczenia 
jakie poznał. Władza i hierarchowie pilnowali by nie stać go było na prawidłowe 
leczenie i godne życie ... by wszędzie go odsyłali i traktowali jako niepotrzebnego. 
 Każde zarobione pieniądze zaraz zabierali w ramach opłat 
i haraczy. Udawało się mu wysyłać dzieciom ale co raz mniej. Tuż przed 
rozwodem już nie miał nic. To i zarzut sekty był prawdziwy: nie daje na dzieci! 
a niby z czego?!  
Na szczęście jedna z córek rozumiała ... te słowa: Tato ty też nie masz nic. 
To było dobro jakie zastępowało sekty knowania i intrygi; i sutenerów-urzędników
szykany. 
Umierał i tak uczuciowo! tam na misji, wbrew woli i nie rozumiejąc religii która 
go prześladowała i wymuszała to wszystko. 
Umierało jego sumienie i uczucia, gdy wybierał codziennie jak się zachować i co zrobić.
A trzeba wybierać; coś musisz zrobić! 

           Rozdział piąty:


           Śmierć uczuć to jest taki pikuś, pokraczny, malutki i pusty z natury. Śmierć sumienia
to jednak konkretne przeżycie, w porównaniu z śmiercią uczuć to taki szczyt paranoi.
Brutalna codzienność jednak dawała zawsze szansę, mogłeś zachować się tak jak chce
system albo zrobić im coś na złość.  
A jemu wracały wspomnienia z szkolenia w sekcie;
 "...prawdziwy mężczyzna gwałci kobiety i 12 letnie dziewczynki! ..."   
(dlaczego 12 letnie nie wiedział; większość sekt i młodsze dzieci kolekcjonuje jako trofea)
czy ich ulubione 
"... im ciaśniej tym przyjemniej ..." 
Najdziwniejsze było to, to kobiety najwięcej naganiały i promowały taki styl i wymuszały 
by postępować zgodnie z szkoleniami i wytycznymi sekty. 
           Dla niego miało to inną stronę medalu; znał swoje wspomnienia i rozpacz i znał
wiele młodych  osób które marzyły o wolności od tego systemu i nie chciały brać 
udziału jako ofiary w tym systemie. I chyba najgorsze wspomnienie jakie mu wracało
gdy sekta wymuszała gwałcenie jako sposób na satysfakcje; przypominał się
gwałt rytualny i choć początkowo wytypowana osoba odczuwa radość i satysfakcje
z czasem jednak inaczej to ocenia ... on zawsze widział twarz dziewczyny nastolatki 
może tak 16 może 17 lat i jak jej satysfakcja przeradzała się w rozpacz i krzyk 
"...Boże ja tego nie chciałam ..." 
łzy; rozpacz; i ten krzyk ... i krzyk innych twarzy ... i ta krzyczała ... i tamta krzyczała ...
i ci krzyczeli!!! i oni krzyczeli!!! i on krzyczał  ... ale to był krzyk cichy, bardzo cichy,
 jak cisza; jak tajemnica rytuału i tajemnica sekty i jej włodarzy i urzędników. 
A w tej ciszy i krzykach, pojawiał się  stanowczy głos dewianta: 
"...cierpienie trzeba poświęcać; musi tak być! ..." 
i twarze dewiantek szydzących: musi tak być! musi tak być! musi! 
i na zmianę krzyk i cierpienie i zwyrodniałe mordy pełne satysfakcji:
"... my przeszliśmy w życie i wycierpieli i wy musicie ..." 

              Tyle, powrót do misji i do tego co musisz by usatysfakcjonować hierarchów.
Jako Edek pracował, przypadek? czy zgodne z intrygą?. Dostał szansę, praca o stopień
wyższa hierarchicznie, umowa na 3 miesiące i na cały etat. To był szok, jeszcze
nigdy sekta nie pozwoliła mu na pracę legalną, na cały etat; nie przeszkadzało 
nikomu że ma uszkodzone kręgi i nie było to powodem do poniżania i do rywalizacji
i ścigania ... tu się nie liczyło wyeliminowanie konkurencji, a dobre wykonanie pracy! 
To pracował, ale dziadki z fali nie spali z jego uśmiechu losu dobrze. 
Zaczęły się szykany i dokuczania na mieszkaniu by nie miał odpoczynku. 
Radził sobie z tym. Z krainy z której uciekał, byli dużo lepiej zorganizowani i bardziej 
niszczyli w ramach nielegalnej pracy i braku własnego mieszkania! 
Na mieszkaniu imprezy nie ustawały; i stało się najgorsze boss-Robert znalazł 
sobie kobietę; Żona cierpiał i swoim cierpieniem zaczął się dzielić. Tyle lat 
wiernej służby i porzucił go. Na szczęście wpadł mu w oko Renatkuń, obserwacja 
ich przepychanek i podchodów stało się rozrywką. Ta wręcz wściekła fuczała 
że jest dziadkiem w fali i ma się odwalić, on rasowy wazeliniarz nie potrafił inaczej
i nie odklejał się od niej. 
Tak bywa w tym systemie; 
jeszcze kilka dni wcześniej szydziła Renatkuń z niego i podejrzewała o najgorsze 
co tylko możliwe. Nawet nie oparła się szyderczo go ocenić "... następny Santokanik...";
a tu zwrot akcji i szukała pomocy. Nawet pewnie nie wyobrażacie sobie tej satysfakcji
jaką się odczuwa; tu ratujesz kogoś i jego życie a tu zostajesz oskarżony o 
chęci bycia takim samym jak oni; a tu nagle patrzy ktoś błagalnie i szuka pomocy.
O dziwo Renatkuń była twarda i harda i szydziła ostro i oceniała ostro; ale nie powiedziała
nigdy: pomóż. Jej wzrok błagał o pomoc, ale usta zaciskała z wyraźną złością. 
Co poradzić, znów wystawiał się na pośmiewisko i bronił kogoś. Zawsze w takich chwilach 
wstawał ostro i przeciwstawiał się im ... Żona ostro stawiał sprawę; potrafi zabić itp itd.
Groził i straszył, ale ostateczny rozrachunek był jeden: wycofywał się. 
Renatkuń nigdy nie podziękowała; może to i dobrze. 
Pamiętał rozmowę i jej pytanie: 
- po co tu przyjechałeś? to nasz rewir!
- szukam pracy i swojego kąta; chciałem zarobić na swoje mieszkanie i mieć gdzie
   umrzeć w spokoju .. odparł Sławek
- tu nigdy nie pozwolimy byś zarobił na cokolwiek! ... ostro odpowiedziała 

           Był i weekend w ramach misji i wolne po pracy. Była i fala i jej potrzeby. 
- cześć! ... dziwnie miło witał się z nim Żona
-  cześć! ... zdziwiony i on się przywitał, coś będzie pewnie podpuszczał, przeczuwał
- słuchaj Sławek! jest impreza dziś wieczorem, tańce itp sam rozumiesz  ... dziwnie 
   to mówił, takim tonem jakby to on Benkowi proponował a nie on Sławkowi
- ja ta z tobą nie zatańczę ... roześmiał się Sławek ... nie musisz mnie zapraszać ...
postanowił sobie zażartować; już się domyślił o co chodzi; to on ma dziadkowi 
zaproponować że pojedzie swoim samochodem na imprezę i ich zabierze ze sobą 
- nie rób se jaj ... burknął Żona ... nie cwaniakuj; jesteś nowy ... burknął 
- no dobrze ... roześmiał się Sławek ... to pojadę samochodem i was obwiozę 
   tam i z powrotem .... mówiąc to  śmiał się 
- No!!! ... burknął wyniośle i spojrzał z satysfakcją na niego, poczuł się ważnym
  dziadkiem potrafiącym wymusić na nowym domyślenie się potrzeb dziadka. 
            
              Po chwili się i okazało, dziadek chce poczuć dreszczyk bycia sponsorem
i on dziś stawia na imprezie. Niewybredne spojrzenia na Renatkuń wyjaśniały 
kto dziś będzie dla sponsora osobą do towarzystwa. 
No i trochę ubawu w to się wplotło, ganiający za nią sponsor i ona mamrająca 
pod nosem:
- myśli że mi postawi piwo i będzie obmacywał za frajer!!! 

Uciekała jak mogła przed nim, ale i na imprezę pojechała i piwo piła. O dziwo w pewnym
 momencie podeszła do Sławka:
- pomóż ... głosem ledwie błagalnym mówiła ... mam go już dość i takiego sponsoringu
- Pomożesz? ... patrzyła pytając 
- dobra ... z rezygnacją pokiwał głową; pomimo goryczy i żalu z oskarżeń i szykan 
 postanowił znów postawić się dziadkom. Tylko jej słowa do niego przewalały się; 
to było przykre; a teraz będzie jej bronił. 
- no! tu jesteś ... nadchodził rozochocony boss ... wziąłem następne piwa ... stawiał 
  jedno przed nią mówiąc; w tym czasie wolną ręką zagarniał ją jak swój towar 
- zostaw ją, jesteś już pijany! ... ostro postawił się 
- a ty się nie wpieprzaj dziadkowi między wódkę a zakąskę ... ostro i on się stawiał   
- tyle ... odparł z spokojem ... straszeni mnie wystraszyłeś ... z ironią prychnął Sławek ...
   na dziś tyle; nie dokuczasz jej  już; jedziemy na mieszkanie; Wyluzuj! Spokój! ... 
  ostro stawiał swoje warunki
- nie ma tak! ja zostaje i się bawimy ... mówiąc to zagarniał ją 
- chyba już nie ... przejął ją i pchnął do wyjścia ... my jedziemy; chcesz to jedziesz z nami! 
  nie! to zostawaj i baw się z innymi ... stawiał na swoim 
- to ja zostaje ... powiedział i ruszył gdzie indziej 
- dziękuję! ... Renatkuń o dziwo potrafiła się odezwać innym tonem; już go nie oskarżała 
   ani nie strofowała! 


                Powrót z takich imprez nie ma znaczenia; ma to że sponsorzy nie lubią 
gdy im się towar opłacony ochraniasz przed nimi. Oni wracali do codzienności, ale 
i codzienność dopadała ich; zwłaszcza jego. W tym czasie grupa dziadków uznała że
przeholował i czas go wyszydzić. Robert, Kris, Piotr, Iwonkuń, Tereskuń, Bożenkuń
i inni z fali postanowili go okpić, zorganizować rywalizacje i wyszydzić. Znieważył 
Żone-dziadka z fali, czyli rywalizacja i jeszcze raz rywalizacja i zwycięstwo Benka.
O co? Terskuń postanowiła się poświęcić, to o nią rywalizują, a ona wybierze zwycięzcę.

Rywalizacja: etap pierwszy ... przygotowanie gruntu! 

              Wiadomo, Sławek pracował to Żona nie musiał. On szykował wstęp do walki,
tak zwane przygotowywał teren i zmiękczał przeciwnika. Na pierwszy ogień poszła
presja o to kto pierwszy je, oddycha, myje się itd ... zwykłe i ordynarne: kto pierwszy!
Wracasz z pracy czy dopiero idziesz nie ma znaczenia. Dziadki czekali i organizowali
rywalizacje: kto pierwszy; Benek wygrywał zgodnie z planem i wytycznymi; Sławek
na spokojnie przyjmował to i nie protestował ... mógł najwyżej zameldować koniowi! 
z dużym łbem to by go wysłuchał i przytaknął! 
Uśmiechał się i usuwał w każdej sytuacji by jak najmniejszym wysiłkiem przegrać. 
Jaka rywalizacja i jej wynik ukryty? takie zaangażowanie w niej!
Walczył dopiero gdy czuł szanse przynajmniej na okpienie rywalizacji. Powoli 
upadał nawet ten element, kibice i orzecznicy nie zostawiali niczego przypadkowi
i zawsze pomagali wygrać vel ogłosić zwycięstwo Benka. Przestawał reagować, robił co dał 
radę i powoli umierał za życia; taka walka skutecznie eliminowała. 
Tylko paraliże i utrata świadomości dawały wytchnienie; ale i to odbierali mu. 
Dziadki mieli marihuanę i wszelkie mocniejsze używki; zaczęło się i naganianie; to lek!
Przeciwbólowy! (po latach wniosek: jedyny ból jaki leczył narkotyk, to ból głowy dealera 
gdzie kupiłeś towar; czy u konkurencji czy u niego!).
Już wiedział, policja nie reaguje i nie wolno im się wtrącać do religijnych dewiacji to 
i nie pomogą mu jako niepotrzebnemu. Ma hierarchom posłużyć do przemytu to 
jest już społecznie wyeliminowany, wyklęty i wykluczony. 
Bał się ich, to nie leczyło żadnego bólu, to co raz mocniej ograniczało świadomość i pomagało
 im w programowaniu do rywalizacji. 
Nie tłumaczył im że nie takie psychotropy na nim stosowali i ma otwarty trans. 
Iwonkuń i Krisa od razu poznał, byli jego prowadzącymi z ramienia sekty; ona nawet
była podobna do jednej z sekty (czyżby siostry?). 
Postanowił im nie ułatwiać, nie będzie niczego zażywał ... wystarczą opary i ich towarzystwo.
Resztę zostawi chwili i improwizacji. Nie lubił stanu amoku po narkotykach; wracały
szkolenia, Maryśkuń była tu 3 lata już w latach 80-tych i przygotowała sektę i że przyślą go.
Jak przypomniał sobie co opowiadała w szkoleniach to drgawek dostawał. 
Trudno; musi jakoś to przeżyć. Musiał i rywalizować z nimi ... i z Benkiem ... i przegrać! 
oni muszą przecież wygrać!  
                Najtrudniejsze były wieczory i noce; Benek po związku odziedziczył telewizor 
i zarazem przejął władzę nad pilotem! Jeszcze po piwie jako tako reagował, ale jak przyćpał
to zaczynał być dziwny. Teoretycznie oglądał telewizje, ale nie dawała mu spokoju zemsta.
Szukał go na każdym kroku. Wtedy zawołał; pogadać ... ale to podpuchą śmierdziało.
Co przygotowali? rywalizacje ... co innego? 
Rozmawiali na każdy temat; a szczególnie dominacja i kobiety. Szukał go, dlaczego samotny;
tu jest tyle kobiet i "czerwone ulice" i w sekcie można się boss-om podlizać. 
Jest co ciało zapragnie. Niby tłumaczył mu, czeka go rozwód i nie chce dawać argumentów
eks; nie sztuka krzywdzić ludzi uczuciowo i traktować jak towar i worek treningowy. 
Znał cenę uczuć i nie chciał ich psuć w swej pamięci; to było to co zostało z człowieka w nim
te kilka dobrych wspomnień. Reszta to praktycznie powód do myślenia o pięknie śmierci;
jako o wolności. 
Z uśmiechem pytał Benka, czy rozumie co to uszkodzone kręgi i ucisk na rdzeń kręgowy?
Był on, jak konowały z WKU; albo orzecznik ... orzekał: udajesz, symulujesz, jesteś zdrowy.
Nie było sensu polemizować. Przypomniało się mu jak pierwszy raz sparaliżowany 
dowiedział się że nic mu nie jest; i tylko leki przeciwbólowe są potrzebne. Teraz po 
25 latach zaczynał rozumieć ich taktykę; tamte leki uodporniły mu organizm; pomagały
doraźnie ale nie mogły zapadniętego kręgu 8 milimetrów nastawić. Dzięki temu, odczuwał
tylko chwilową ulgę i uodparniał się ... musiał szukać co raz mocniejszych dawek. 
Przyjechał tu i miał pomóc dopiero odlot marihuaną albo mocniejszym narkotykiem. 
Znał ich plan, pamiętał i co klecha mówił i ci co przemycali towar; zostało się przeciwstawić.
Miał nadzieję, głupią: dom z dala od sekty i ich knowań. Przy dziadkach z fali  tracił ją;
już wiedział, tu nie zarobi na dom ... tu się ma nauczyć leczyć ból. Ale były jeszcze 
wspomnienia i informacje, ma trafić na inne misje; czyli jest zawsze szansa: albo 
szczęśliwa śmierć, albo się w końcu uda wyrwać! (nigdy nie brał pod uwagę że to będzie
tak długo trwać, ta nicość misji i trwanie w sekty uścisku; dlatego dzień po dniu trwał). 
Wtedy z Benkiem debata tylko była badaniem i zmiękczaniem; opary i ciągła prowokacja.
No spróbuj; nie - dziękuję! Zaczęło się i gorsze,  z pogranicza porno-biznesu reklamy;
reklamy seks-telefonów. Najarany Żona zaczął podpuchę; zaczął się skręcać i jęczeć;
- no muszę! no muszę zadzwonić pogadać! usłyszeć głos! ... podniecony mówił
- nie wytrzymam! muszę! ... wciąż powtarzał; zaczął nawet wybierać numer telefonu 
  ale okazało się że nie ma już kasy na rachunku. 
- proszę daj swój telefon! zadzwonię! pogadam! ... zaczął go prosić, i uderzać w błagalne tony.
Nie rozumiał go; fakt, on się bał tej branży i nie ufał im; ale coś tu nie pasowało. 
Przypomniał sobie jak w dzieciństwie pierwszy raz spotkał się z pornobiznesem. 
Z zachodu ustawieni religijni kurierzy przywozili różne dobra i przy okazji przemycali
pornografię. Jedna z zabaw tych z sekty polegała na wręczaniu komuś do potrzymania 
tych materiałów a samemu w krzyk że to on rozprowadza. Kilka razy tak oberwał 
od tych co handlowali pornusami. Byli okrutni, te wspomnienia ... dostawał drgawek 
i złych przeczuć. Dlaczego jego telefon? chciał pewnie zachować anonimowość i tak jak 
tamci zwalić winę na kogoś innego. Odmówił; nie dał mu telefonu. Zaczął tłumaczyć
jak się zetknął z pornografią i jaka to broń psychologiczna i do czego zmuszają ofiary
ci co to organizują. Ten zaczął się burzyć i wyzywać go; on ma potrzeby i wszyscy mają.
No tak; ich potrzeby były jedynie ważniejsze od innych ludzi, nie patrzył na krzywdę. 
On znał to co boli, za życia śmierć uczuć ... choć miał coś pięknego w sercu, to tylko
 na dnie ... serca.
Reszta to walka z sutenerami i ciągłe przepychanki z sektą pedoli o odrabianie 
seksualne zasiłków i kasy. Dlatego brzydził się nimi, musiał rywalizować i brać w tym 
udział ... i próbował zepsuć to co robią. 
Niewiele to zmieniało; to był ostatni etap zmiękczania i bez względu czy da się podpuścić
czy nie ... oni od jutra rozpoczną etap drugi: bezpośrednią rywalizację o Tereskuń! 




Rozdział szósty:



... w trakcie pisanie ... cdn ...

...cdn zawieszone ze względu na kiepski stan zdrowia i brak sił do pisania i tworzenia ...





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz